Druga od południa kamienica, wchodząca w skład powojennego budynku, powstałego z użyciem form nawiązujących do baroku i wczesnego klasycyzmu. Składa się on z przylegających do siebie dziewięciu niezależnych, niepołączonych wewnątrz, segmentów. Całość zaplanowano na rzucie litery „L”. Niektóre z domów mają wejścia i od frontu, i od zaplecza – te lepiej imitują kamieniczki, do niektórych zaś wchodzi się jedynie od tyłu. Inwestycję ukończono zapewne w ostatniej fazie odbudowy Starego Miasta (ok. 1956 r.), a to z racji tego, że obiekt znajduje się na dalekich obrzeżach drugiego etapu odbudowy tej dzielnicy – rekonstrukcji Nowego Miasta. Ulica Zakroczymska do czasu budowy cytadeli była ważnym traktem wylotowym ze stolicy w kierunku północnym. Jednak po zbudowaniu twierdzy rola ulicy została zredukowana do lokalnej drogi kończącej się na fortowej esplanadzie. Z tego też powodu nie było wielu zdjęć z tej okolicy, a i zabudowa, mimo że bliska historycznego centrum Warszawy, była niskiej jakości. Dlatego zdecydowano się odtworzyć pierzeję bardzo luźno nawiązującą do zabudowy przedwojennej, gabarytami i niektórymi rozwiązaniami przypominającą zabudowę Mariensztatu. Cały ten minikompleks zapewne nigdy by nie powstał, gdyby nie potrzeba stworzenia swego rodzaju tła dla odbudowanego po drugiej stronie ulicy pałacu Sapieżyńskiego. Sąsiedztwo to wymusiło niejako dociągnięcie historyzującej pierzei zachodniej na północ, przynajmniej do linii ulicy Wójtowskiej, na której kończyły się pałacowe zabudowania. Całą Starówkę, a więc i tę część ulicy Zakroczymskiej odtwarzano jako osiedle mieszkaniowe (tylko z zewnątrz udające historyczne obiekty). Stąd główną instytucją, która sprawowała pieczę nad finansami, nad przygotowaniem inwestycji oraz nad nadzorem przebiegu prac, był ZOR – Zakład Osiedli Robotniczych, a bezpośrednio wydział o nazwie Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych Warszawa-Wschód. Projekty poszczególnych domów, które zatwierdzało wiele instytucji, wychodziły z pracowni prowadzonej pod kierunkiem prof. arch. Mieczysława Kuźmy. Dlatego też z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że autorem projektu był ktoś z zespołu profesora.